20 stycznia, 2021 admin

WARSZTATY FILMOWE PSM. MIENIE, 15.06.2013

Warsztaty filmowe PSM. Mienie, 15.06.2013
Wywiad z Jerzym Zawadzkim

Film tak jak inne medium audiowizualne skupia w okół siebie dwie grupy – twórców i odbiorców. Często pierwsi z nich, zaplątani w pułapki czasowe swoich projektów, zostają oderwani od codziennego życia przez pasje oraz bezgraniczne oddanie swojej pracy. Odbiorcy – niczym wolne elektrony, kontaktują się ze sztuką audiwizualną w ściśle anonimowy sposób. Dlatego za każdym razem, kiedy te dwa światy stykają się na różnego rodzaju spotkaniach, festiwalach bądź warsztatach. Dają sobie możliwość nie tylko wymiany myśli i poglądów na temat oglądanego obrazu, ale przede wszystkim rozmowy o pasji, dążeniach do celu, bez których egzystencja człowieka wydaje się być monotonna.

Dlatego głos dobiegający z zewnątrz, należący do twórców filmowych, jest jak najbardziej autentycznym źródłem inspiracji dla ludzi, których życie od samego początku przypomina tor z dużą ilością przeszkód. Ten proces stara się zrozumieć Jerzy Zawadzki członek Polskiego Stowarzyszenia Montażystów, który wraz z Sekcją Organizacji Imprez i Wydarzeń stowarzyszenia, zorganizował warsztaty filmowe dla dzieci z rodzin zastępczych, które odbywały się podczas pikniku z Okazji Dnia Rodzicielstawa Zastępczego w Mieni.

Jerzy. Odkąd Ciebie znam jesteś niezwykle zajętym, charyzmatycznym człowiekiem. Twoja doba mogłaby mieć spokojnie 48 godzin. Skąd zrodziła się w Tobie idea warsztatów filmowych na pikniku z Okazji Dnia Rodzicielstwa Zastępczego?

Kiedy miałem 8 lat przeprowadziłem się wraz z rodziną ze stolicy do małej podwarszawskiej miejscowości. Wtedy już jako dziecko na własnej skórze zacząłem odczuwać jak duże są różnice życia między małymi miejscowościami, a dużymi miastami, chociażby w zakresie dostępu do książek i filmów. Zaobserowawałem także jak wielu młodych ludzi nie ma celu w swoim życiu, co niejednokorotnie wpływa na podejmowanie przez nich łatwych wyborów, które prowadzą najczęściej do konfliktów z prawem. Pewna część moich znajomych z tamtych lat jest już po pierwszych wyrokach. Często są to też ludzkie, którzy zmagają się z różnymi nałogami i w tej walce przegrywają. Zastanawiałem się długo, co mnie uchroniło od takiego losu? Chodziłem z tymi ludźmi do do tej samej szkoły, piliśmy tę samą oranżadę, rzucaliśmy te same petardy pod nogi koleżanek :). Tym czymś co mnie uratowało od losu moich rówieśników, były najpierw opowiadania, które pisałem, a zaraz potem film, którym zacząłem się zajmować jako nastolatek. Gdy jedni grali w piłkę ja nałogowo oglądałem filmy i pisałem kolejne scenariusze. Sztuka ma w sobie wielką moc. Nie mam tu na myśli tylko filmu, ale każdą formę aktywności artystycznej. David Goleman w swojej książce, pt. „Inteligencja emocjonalna“ przedstawił grupę dzieci, które jadąc do szkoły zostały uprowadzane. Jeszcze wiele miesięcy po tym zdarzeniu dzieci przechodziły traumę pourazaową i żaden terapeuta nie był w stanie im pomóc. Taka sytuacja utrzymywała się do momentu, w którym terapię oparto na sztuce, konkretnie rysunku. Dzieci na pewnym etapie zaczeły rysować przebieg traumatycznego zdarzenia, a następnie wyparły jego obraz ze swoich wspomnień. Sztuka ma w sobie jak widać olbrzymią moc. Każda jej forma potrafi ukoić ból, uwrażliwić na problemy innych, nazywać i przeżywać emocje. Jak często zdarzyło nam się w kinie kibicować głównemu bohaterowi, z którym się smiejemy bądź płaczemy? Filmy bezwzględnie potrafią odmieniać rzecywistość i tak też było w moim przypadku. Dlatego głęboko wierze, że kino może pomóc także innym. Ta właśnie idea przyświecała mi przy okazji Pikniku Rodzin Zastępczych. Ponadto chciałem zderzyć profesjonalnych filmowców, z grupą dzieci, aby pokazać im, że wszystko jest możliwe, jeżeli jest się wytrwałym, ale przede wszystkim pracuje się w grupie. Sztuka audowizualna to bowiem dzieło wielu osób, w tym także montażysty. Dzieciaki realizowały tazem z nami teledysk i to za równo jako aktorzy ale i nie tylko. To niesamowite widzieć małego uśmiechniętego Daniela, który biega z czapką z napisem reżyser i wydaje komendy przez megafon. Rozmawiać z Weroniką, o tym, że chce zostać aktorką, patrzeć jak Bartosz z Weroniką wypracowują pomysł na scenę. Te dzieciaki były niesamowite i chciałbym im za to podziekować. Moi drodzy jesteście wielcy i cała ekipa była wami oczarowana.

Czy warsztaty skierowane były tylko do najmłodszych?

Nie, w naszej realizacji udział wzieli także dorośli, dla których ponadto zorganizowaliśmy warsztaty teledysku, a także pokaz filmu dokumentalnego, pt. „Kiedyś będziemy szczęśliwi“. Po projekcji odbyła się rozmowa z jego montażystką Adrianną Słoniec oraz bohaterem Danielem Furmaniakiem. Publiczność bardzo zainteresował proces montażu. Byli zdziwieni, że film montuje się wiele miesięcy, że powstają rózne wersje montażowe tego samego materiału. Bardzo duża częśc rozmowy została poświęcona etyce pracy montażysty. Ludzie pytali się czy materiałem filmowym się manipuluje i czy na jego ostateczny kształt ma wpływ bohater. Czy może sobie np. zażyczyć wycięcie konkretnej sceny? Owszem może, co było dla ludzi bardzo dużym zaskoczeniem. Muszę otwarcie powiedzieć, że ten film zrobił na ludziach wrażenie. Niesamowita była wypowiedź pani, która dziękowała bohaterowi za to, że mogła zobaczyć „Kiedyś będziemy szczęśliwi“ Była bardzo przejęta i w jej głosie słychać było niesmaowite wzruszenie. To jest właśnie przykład tego jak kino oddziaływuje na sferę emocjonalną widza.

No właśnie? Na spotkaniu pokazaliście dokumnet pt. „Kiedy będziemy szczęśliwi“? Dlaczego wybałeś akurat ten film?

Dwie kwestie: temat i bohater. Główny bohater sam żyje w biologicznej rodzinie zastępczej – jego opiekunką jest jego babcia. Daniel startował z tego samego pułapu jak dzieci, które brały udział w pikniku oraz tak jak one nie pochodzi z dużego miasta. Dzięki swojej determinacji i charyzmie poradził sobie, a ponadto wpłynął na losy jego otoczenia. Przyznam szczerze, że ujął mnie ten chłopak. Mam tu na myśli jego bezinteresowną chęć pomagania innym, co widać w filmie pt. „Kiedyś będziemy szczęśliwi“, gdzie bohater sam jest reżyserem i kręcąc film o swoich bohaterach zmienia ich życie. Taką postawę Daniel prezentuje zresztą na co dzień i wywarło to na publiczności olbrzymie wrażenie. Autentyczność to coś co zarezerwowane jest tylko dla dokumentu, dlatego uwielbiam przy nich pracować. Film „Kiedyś będziemy szczęśliwi“ porusza też delikatny temat rodziny biologicznej bohatera. Daniel przychodzi pod drzwi matki. Puka, chce pokazać jej swój film. Kobieta nie otwiera. Reżyser nie idzie dalej. O mamie Daniela nie dowiadujemy się niczego więcej. Nie przeszkadza nam to, aby polubić bohatera. Film jest przez to prawdziwszy, bo nie narusza intymności bohatera, którego przedstawia. To istotna kwestia, na którą chciałem zwrócić uwagę specyficznej grupie odbiorców znajdujących się na sali kinowej. Powracając jeszcze do Daniela to muszę przyznać, iż to bardzo ciekawy chłopak, którzy przezwyciężył wiele swoich problemów, w tym niską samoocenę. Nakręcił swój dokument, wsytąpił w kinowym filmie fabularnym „Śwniki“ Roberta Glińskiego, angażuje się społecznie. Dla mnie jest to przykład, że po prostu można. Cel, który sobie stawiamy jest naprawdę blisko, trzeba się tylko nie zniechęcać i pokonać kilka przeszkód. Fakt, może to trochę zająć, ale trzeba się nauczyć radzić sobie ze swoimi porażkami i wyciagać z nich wnioski. Czy zatem „Kiedyś będziemy szczęśliwi“? Będziemy, na pewno.

Wiadomo, że dla chcącego nic trudnego! Niemniej system w jakim funkcjonujemy bywa czasami bezlitosny. Czy trudno było Tobie to wszystko ogarnąć i w konću wcisnąć przycisk „Zapisz“?

SYSTEM jest bezlitosny, ale walka z nim to czysta przyjemność. Strasznie lubię kiedy przychodzi stres i pojawia się sytuacja, która jast początkowo bez wyjścia. Organizacja takich eventów to żywa tkanka i trzeba ciągle reagować. Ktoś nie może przyjechać, ktoś inny nie odnajduje się w roli, którą została mu powierzona. Bywa, ale trzeba wyciągać wnioski i iść do przodu. Przygotowania do tych warsztatów trwały ponad 2 miesiące. Ciągle w biegu i przy telefonie. Działaliśmy prawie non profit, ale z potrzeby serca i to nas motywowało. Mówisz o przycisku „zapisz“, ja jeszcze wspomnę o „usuń“. Wciskam go zawsze, gdy pomyślę, że coś jest niemożliwe. W moim słowniku nie ma takiego słowa, to jedynie głupia myśl, nie warta uwagi .Wszystko jest w naszej głowie. Najważniejsze to otoczyć się grupą przyjaciół. Oni zawsze nam pomogę w znalezieniu wyjścia z każdej sytuacji.

Czy w Twoich planach jest dalsze kontynuowanie tej szczytnej ideii? Jeśli tak, to czy mógłbyś zdradzić nam kolejne Twoje pomysły?

Tak, jak najbardziej. Razem z moim wieloletnim przyjacielem Tomkiem Mączka pracujemy już nad kolejnymi pomysłami. Tomek brał zresztą udział w warsztatach dla młodzieży współorganizowanych z bydgoską komendą policji i fundacją Tumult pod hasłem „Sztuka wyboru, kręć filmy zamiast zadym“. Ta wspaniała inicjatywa cieszyła się sporym odzewem ze strony młodzieży. Ideą było zaszczepienie u młodzieży pasji nie koniecznie filmowej. Takie inicjatywy mają za zadanie uzmysłowić odbiorcy, że o pasję trzeba walczyć. Nie jest to łatwe, ale nie można się poddawać, a wtedy sukces przyjdzie prędzej lub później. Jeżeli chodzi o najbliższe plany to z grupą moich znajomych filmowców, pedagogów i psychologów pracujemy od pewnego czasu nad projektem tzw. Filmoterapii. Poprzez oglądanie filmów, a także tworzenie scenek fabularnych, chcemy m.in uczyć dzieci i młodzie wrażliwości na problemy innch, a także kształtować odpowiednie postawy społeczne. Więcej na razie powiedzieć nie mogę.

Zrozumiałe. W takim razię dziękuję Tobie Jerzy za rozmowę i życzę powodzenia!

Ja również serdecznie dziękuję i korzystając okazji chciałbym podziękować moi przyjaciołom za pomoc w realizacji warsztatów filmowych z okazji Dnia Rodzicielstwa Zastepczego. Bez was to by się nie udało. Jesteście wielcy!